Rozmowa o tym, dlaczego żywienie dzieci niekoniecznie zaczyna się w kuchni.
Do kolejnej rozmowy z cyklu „Mama, która…” (pierwszy wywiad znajdziecie TU) zaprosiłam Paulinę Dobrowolską. Paula jest dietetyczką (a nawet psychodietetyczką, ale o tym za chwilę). Swoimi działaniami na Instagramie inspiruje mamy małych dzieci w temacie żywienia. Poza wiedzą z zakresu żywienia maluchów, dzieli się tam swoimi sposobami na szybkie, proste i pożywne posiłki, a także na to, jak dbać o swoje zasoby tak, aby do tematu żywienia podchodzić z dystansem i dobrą energią.
Paula pokazuje, że ani żywienie dzieci, ani macierzyństwo nie muszą być idealne, żeby były dobre!
Rozmowa z Pauliną Dobrowolską z @dobrowolska.psychodietetyk
Monika: Witaj Paula. Powiedz nam, proszę, trochę więcej o sobie – czym się zajmujesz?
Paula: Jestem psychodietetyczką i na co dzień zajmuję się tematem żywienia dzieci w wieku od 0 – 6 lat. Moja praca kręci się głównie wokół trudności jakie napotykają rodzice w tym temacie, neofobii żywieniowej, (nie)jedzenia przez dzieci. W mojej pracy szukam przyczyn tych trudności oraz opiekuję się emocjami, które towarzyszą posiłkom. Uczę również jak organizować i planować posiłki dla całej rodziny. Prowadzę konsultacje indywidualne dla mam i ich dzieci. Organizuję warsztaty kulinarne, wykłady edukacyjne, a poza tym działam na Instagramie i wydaję swoje produkty elektroniczne.
M: Mówisz o trudnościach związanych z żywieniem dzieci. Niesamowicie ważny temat, bo prędzej czy później każdy rodzic, a już na pewno każda mama, się z tym – w mniejszym lub większym stopniu – zmaga.
P: Tak dokładnie. Ja staram się wspierać rodziców w tych zmaganiach. Pokazywać im, że nie są sami, że nie chodzi o to, że coś z nimi lub ich dzieckiem jest nie tak. Pokazuję z czego mogą wynikać kłopoty w rozszerzaniu diety, albo później w żywieniu dzieci.
M: Bardzo podoba mi się pomysł konsultacji indywidualnych, bo często jest chyba tak, że mamy jakiś kłopot w temacie żywienia, szukamy porad w internecie, a tam zalewa nas masa informacji, wskazówek, poradników… Nierzadko natrafiamy na zupełnie sprzeczne ze sobą informacje. Wyobrażam sobie, że pewnie dobrze jest się skonsultować ze specjalistą i porozmawiać o swoim indywidualnym przypadku, swojej sytuacji.
P: Zdecydowanie! W internecie często pojawiają sie informacje wykluczające się – to raz, a dwa, że często są to zupełne bzdury, w ogóle nie poparte nauką.
Generalnie dobrze, że dostęp do wiedzy jest, ale w nieumiejętnym korzystaniu z tego, czym zasypuje nas internet, widzę duże zagrożenie.
Tak samo myślę, że dla obecnych mam kłopotem może być też to, że porównują się do innych. A na Instagramie o to nietrudno. Zmagając się z jakimś kłopotem, mamy doszukują się problemu w dziecku lub w sobie. Pojawia się myślenie, że coś musi być z moim dzieckiem nie tak. A to nie jest prawda. Każde dziecko jest inne, każdy przypadek jest inny. Trzeba te sytuacje rozpatrywać indywidualnie.
A inna sprawa jest też taka, że my będąc w danej sytuacji, nie potrafimy spojrzeć na pewne rzeczy z boku, z innej perspektywy. Możemy nie zauważyć co jest źródłem trudności, bo skupiamy się na czymś innym. I tu z pomocą przychodzą indywidualne konsultacje.
M : Wróćmy może do początku, jak zaczęła się Twoja przygoda z dietetyką?
P: To była dość kręta droga. Długo poszukiwałam swojego miejsca. Zaczęłam studia na Technologii żywności, ale dopiero na ostatnim roku inżynierki, w czasie zajęć z żywności prozdrowotnej, poznałam dietetykę i przepadłam. Zafascynowała mnie ta wiedza, to jak jedzenie ma ogromny wpływ na nasze zdrowie, też psychiczne, na to jak się czujemy. Po studiach i skończeniu Dietetyki klinicznej, zaczęłam pracę w gabinecie i dość szybko zauważyłam, że problem z żywieniem to nie jest tylko problem z tym, co jemy, ale, że bardzo dużo siedzi w naszych głowach. Szukałam sposobu, jak się dokształcić w tym temacie. Brakującym elementem mojej układanki była właśnie Psychodietetyka – zafascynowało mnie to połączenie tematu żywienia z naszymi emocjami, przekonaniami.
M: Może wyjaśnij pokrótce, czym właściwie jest psychodietetyka? Z tego, jak ja to pojęcie rozumiem, to będzie to przenikanie się psychologii w temacie żywienia, czy tak?
P: Tak. Psychodietetyka łączy wiedzę na temat zdrowia i odżywiania z wiedzą psychologiczną.
M: To jakie psychologiczne aspekty najczęściej ujawniają się, jeśli chodzi o żywienie dzieci?
P: Z mojego doświadczenia najbardziej przenikają przekonania i oczekiwania samych rodziców, ale też różne nieprzepracowane kwestie np. zaburzenia odżywiania. Jeśli mama je miała, to bardzo się boi, żeby dziecku też to nie groziło. Wtedy mocno się na tym skupia, czasem nawet za mocno, bo przechodzi to w jakiś rodzaj kontroli.
Generalnie bardzo dużo siedzi w naszej głowie. Na żywienie dzieci wpływ mają nie tylko sprawy związane stricte z talerzem, ale też nasze – jako rodziców – zasoby, to jakie mamy przekonania na temat żywienia, jakie wzorce wynieśliśmy z domu. Bardzo liczy się to, co wnosimy do wspólnego żywienia. Czy przy stole chcemy dobrej, przyjemnej atmosfery, czy skupiamy się raczej na tym, że dziecko ma zjeść wszystko, bo jak nie to kara… Albo, że jak nie zje obiadu to się zagłodzi itp. To wszystko ma wpływ na atmosferę jaka sie tworzy wokół tematu jedzenia, a to z kolei może prowadzić do pojawienia się trudności.
M: A jak zaczęła sie Twoja przygoda z Instagramem? Co sprawiło, że zaczęłaś tam wspierać rodziców? Pokazywać im, że żywienie dzieci wcale nie musi być takie trudne?
P: Wszystko zaczęło się od tego, że zostałam mamą. Mając malutkie dziecko, czytałam w internecie tyle różnych bzdur, zaleceń, że mimo swojej wiedzy dietetycznej czułam się zagubiona. Myślałam o tych wszystkich mamach, które takiej wiedzy nie mają! Nie mogłam sobie wyobrazić, jak one się czują, jaki mogą mieć w głowie mętlik.
Poczułam misję! Chciałam pomoć mamom, rodzicom, kobietom w ciąży. To wtedy zaczęłam działać na Instagramie. A pomagając rodzicom, mocno poczułam, że moim mocnym tematem jest etap neofobii żywieniowej u dzieci, gdzie pojawia się duża praca z emocjami, czyli stricte psychodietetyka.
M: W takim razie wyjaśnijmy: czym jest neofobia żywieniowa?
P: Neofobia żywieniowa to jest naturalnie występujący etap rozwojowy w żywieniu dziecka, który przypada na okres około 2 roku życia (czasem wcześniej, od 18-tego, a nawet już od 12 m-ca) i trwa do około 6-7 roku życia. Gdyby spróbować określić żywienie dziecka w tym okresie to jest to taka ‘beżowa dieta” czyli makaron, sucha buła, jogurt, ryż, czasem do tego pomidorki i borówki. Wtedy dzieci sięgają po mało urozmaicone produkty, nie chcą próbować nowego,nie chcą jeść produktów. nawet jeśli wcześniej sięgały po nie chętnie.
Ten etap bierze się z ogromnego lęku dzieci przed próbowaniem nowości. A to z kolei jest natualny proces wynikający z naszej ewolucji (dzieci mniej więcej w tym wieku zaczynały oddalać się od mamy i istniało ryzyko, że mogły zjeść coś niepożądanego. I tak na przykład, zielone pokarmy kojarzyły się z czymś gorzkim, a gorzki smak generalnie ma nas bronić przed zatruciem. I przybralo to taką formę – tej właśnie neofobii żywieniowej. Dzieci mają naturalny lęk przed próbowaniem nowych produktów, i sięgaja tylko po te znane, sprawdzone. Często też na tym etapie nie chcą żeby różne produkty na ich talerzu były zmieszane – osobno mięsko, osobno makaron, a jak sosik dotknie ryżu, to już kompletna katastrofa!
To jest bardzo trudny czas i dla mamy i dla dziecka. Mama nie rozumiejąc sytuacji, zaczyna zastanawiać się, co jest nie tak. Zaczyna się jakieś wywieranie presji, oszukiwanie, naciskanie.
M: Tu pojawia się kwiesta świadomości rodzicielskiej. Bo jeśli takie zachowania dziecka wynikają z LĘKU, i my o tym wiemy, to – myślę sobie – od razu automatycznie przybieramy inne podejście. Pojawia się zrozumienie i więcej cierpliwości…
P: Tak, ta świadomość rodzica na pewno pomaga. Bez tego często celem nadrzędnym staje się zjedzony posiłek i dochodzi do presji, przemycania. Wtedy też często wchodzą bajki – bo jak przy bajce, to dziecko zje. A to jest niestety zgubne. Jako mamy zaczynamy korzystać z takich narzędzi, o które wcześniej się nie podejrzewałyśmy. Wtedy też pojawiają się wyrzuty sumienia, obwinianie się. Takie błędne koło. Zupełnie niepotrzebnie.
M: Plus porównywanie się z innymi…
P: Tak! Bo dzieci na Instagramie jedzą wszystko, a moje je tylko suchą bułę… A kiedy do tego wszystkiego dochodzą jeszcze nasze przekonania to powstaje takie kombo.
M: Przekonania na temat żywienia nasze, albo na przykład dziadka czy babci, którzy często upierają się, że wiedzą lepiej…
P: To też jest często występująca sytuacja. Konflity na lini rodzice-dziadkowie, brak komunikacji, przekonania dziadków, że dzieci muszą jeść słodycze, albo że muszą zjeść do końca, bo przecież jest jeszcze na talerzu, to trzeba zjeść…
M: Albo, że “dziecko powinno coś lubić, bo przecież starsze wnuki jadły to z chęcią”… A jeśli rodzic mówi, że dziecko nie zje, to oni, “że może chociaż łyżeczkę…”
P: Tak. Z tą chociaż jedną łyżeczką, to może brzmieć tak niewinnie, ale dla dziecka jest to już jednak presja.
M: Sporo tego. Faktycznie widzę teraz, jak bardzo złożonym tematem jest żywienie dzieci . A gdybyśmy miały wyciągnąć z tego trzy podstawowe porady dla mam, to co by to było?
P: Myślę, że te porady nie będą dotyczyły stricte talerza. Powiedziałabym innym mamom tak:
- 1. Zadbaj o swoją głowę i swoje zasoby, bo to z jaką energią przychodzimy do stołu ma ogromne znaczenie. To ile bedziemy miały cierpliwości na grymasy naszych dzieci, na ile jesteśmy gotowe zachować spokój, na ile jesteśmy w stanie stawiać granice – to wszystko jest szalenie istotne!
- 2. Daj sobie dużo wyrozumiałości. Musimy wiedzieć, że nie wszystko zależy od nas. Nawet jak będziemy nie wiadomo jak się starać, robić wszystko, to i tak nie mamy w 100% wpływu na żywienie dziecka. Dziecko przychodzi na świat ze swoim temperamentem, ma swoje smaki, jego żywienie kształtuje się też w placówkach, u dziadków itd. Także nie wszystko zależy od Ciebie, droga mamo. Dajmy sobie trochę luzu w tym temacie!
- 3. Nie porównuj się z innymi. Pamiętajmy, że w internecie, czy nawet w czasie wizyty u znajomych, widzimy tylko wycinek. Każde dziecko jest inne, każde dziecko ma inne potrzeby. Skupmy się na swoim domu, swoim dziecku, jego potrzebach.
M: Czyli takie porady nie stricte żywieniowe, ale jakże ważne! I wydaje się, że bez nich trudno pójść dalej.
P: Tak. Bo nasze podejście jest ogromnie ważne, a często się to bagatelizuje. Powtarzam rodzicom że czasami lepiej jest jak dziecko zje coś prostego, coś zwykłego, nawet tę bułę z masłem, ale będzie się to odbywało w miłej, spokojnej atmosferze; niż żeby zjadło pełnoziarnisty chleb z pastą z avokado, ale za to pod jakimś takim przymusem i presją ze strony rodziców.
M: Podoba mi się też jak pokazujesz na IG normalność. To, że żywienie dziecka nie ma nic wspólnego z jakimś idealnym planem, perfekcyjnymi posiłkami i jedzeniem tylko tego, co super zdrowe. Najlepiej własnoręcznie wypieczone. Że ta biała bułka z masłem też czasem jest ok. Że nawet zjedzenie gotowca ze sklepu to nie jest koniec świata.
P: Tak wygląda życie. Nie zawsze mamy energię, nie zawsze mamy tyle czasu, ile byśmy chciały. I nawet jeśli zaplanujemy sobie idealne posiłki, to nie zawsze jest moc żeby je przyrządzić. Czasem też wychodzi coś spontanicznie, gdzieś jedziemy/kogoś odwiedzamy i wtedy też plany mogą się zmienić. Nie da się podporządkować całego życia żywieniu, zresztą to dopiero byłoby niezdrowe!
Staram się to pokazywać na IG, że dietetyczka też od czasu do czasu je gotowce, że żywienie mojego dziecka nie jest idealne i pojawiają się słodycze czy pizza.
Wzięło się to stąd, że w początkach mojego macierzyństwa, ja nie widziałam takich treści w internecie. Wtedy wszystko było idealne. A to – myślę – często wpędza mamy w takie poczucie, że wszyscy ogarniają, a tylko ze mną jest coś nie tak…
Ja natomiast pokazuję, że to jest ok. Że nic nie musi być idealnie. Że każda z nas czasem nie ogarnia.
M: Super. Podoba mi się takie normalizowanie. Wiem, że podpowiadasz też jak ułatwiać sobie przygotowywanie posiłków na co dzień. Powiesz coś więcej?
P: Mi osobiście bardzo pomaga planowanie posiłków. Planuję posiłki na cały tydzień, pod takie menu robię też zakupy. Ściąga to ze mnie ciężar codziennego wymyślania, co na obiad/co na kolację. A to już bardzo duże odciążenie! Nawet jeśli w planie zachodzą zmiany to wiem, że mam kupione rzeczy, z których jestem w stanie szybko przygotować coś dobrego i pożywnego. Nie mam tej codziennej presji.
M: Zgadzam się absolutnie. Też od paru lat planuję nasze rodzinne menu na tydzień w przód i to jest niesamowite ułatwianie! Pozbycie się tego męczącego pytania ‘co dzisiaj na obiad?’ odmieniło moje życie!
P: Tak jest, a zwłaszcza w początkach macierzyństwa, kiedy tego przebodźcowania i decyzji do podjęcia jest mnóstwo. Kiedy miałam malutkie dziecko, a słyszałam jeszcze od męża ‘co dzisiaj na kolację’ to miałam ochotę płakać albo uciekać. To było za dużo. Dlatego namawiam do planowania posiłków i ułatwiania sobie życia!
Inne sposoby to zastanowienie się, jak uprościć sobie samo gotowanie, usprawnić proces. Może gotowanie na 2 dni, może mrożenie nadwyżek. Ja zawsze mrożę nadwyżki. Kaszotto, gulasz to są takie dania które z łatwością możemy mrozić i wyciągnąć wtedy, kiedy jest potrzebne coś na szybko.
Zawsze też mam w szafce puszki: strączki w puszce/ciecierzycę – takie szybkie źródło białka, zawsze jakiś makaron lub ryż, zawsze jakieś warzywo czy świeże czy mrożone. Jestem w stanie z tych składników w 15 minut przyszykować fajny, pożywny posiłek.
Ale też radziłabym mamom, żeby nie być taką Zosią-samosią. Delegować zadania, dzielić się obowiązkami – wyjść z tego popularnego u nas kultu Matki-Polki-Cierpiętnicy. To nie jest dobre dla nas. Sama na początku macierzyństwa zmagałam się ze swoim perfekcjonizmem, nie dbałam o siebie i o swoje zasoby i skończyło się to u mnie depresją poporodową. Nie starajmy się na siłę być idealne.
A wszystko to trochę wiąże się z kuchnią i gotowaniem – jeśli dajemy sobie czas na spacer, na basen, na spotkanie z koleżanką, to ładują się nasze baterie. Jeśli zamiast gotowania dwudaniowego posiłku, raz na jakiś czas zjemy gotowca, to ładują się nasze baterie. Jeśli my robimy coś dla siebie, a nasze dziecko w tym czasie spędzi czas z innym dorosłym, to jest to tylko dobre. Dziecku się nic nie dzieje, a my mamy naładowane baterie!
M: Ja mam takie przekonanie, że zrozumienie tego jak ważne jest dbanie o siebie jest taką niezbędną bazą. Ta świadomośc ma wpływ na wszystkie aspekty naszego życia. Bo z naładowanymi bateriami bardziej nam się chce: dbać o relacje, być aktywną fizycznie, być dobrą mamą, nie z przymusu i poświęcenia, a z wyboru. Gotować też wtedy nam się chce jakoś bardziej.
P: Tak właśnie jest.
M: To skoro już mowa o ładowaniu swoich baterii i dbaniu o siebie, powiedz nam, czym jest Twoje hasło #kawajoga?
P: Ten pomysł powstał właśnie, kiedy chciałam pokazać mamom dbanie o siebie, a zwłaszcza o zdrową głowę i nasze zdrowie psychiczne. Moją odskocznią była wtedy (jak pewnie u większości mam) ciepła kawa J oraz joga. Początkowo robiłam jogę z moim dzieckiem przy boku. Czasem 3 minuty, czasem 20. #kawaJoga to mój apel do mam o dbanie o swoje zasoby psychiczne. To nie musi być coć spektakularnego, bo to u mnie też wygląda różnie.
Czasem wyjazd na weekend, wyjście do kina, a czasem tylko dłuższy prysznic albo zamknięcie się na chwilę w drugim pokoju. Czasem też, jak nie ma innej możliwości to trzeba korzystać z tego co jest dostępne, np spacer z dzieckiem, zabawa w piasku. Wszystko wiąże sie z tematem dbania o siebie. Całkiem niedawno odkryłam jak zabawa w piasku potrafi być odprężająca!
M: Zgadzam się z tym co mówisz w 100%. Chodzi o to, żeby o dbaniu o siebie i swoje zasoby pamiętać, żeby szukać tej przestrzeni i też potrafić wykorzystać to, co mamy. Tak jak mówisz, to nie musi być od razu cały weekend dla siebie. To jest czasem malutka sprawa, bo raz będziesz miała czas (i możliwości) na kawę w kawiarni, a innym razem zrobisz sobie tę kawę i wypijesz ją na balkonie, wystawiając twarz do słońca. Jedno i drugie to wyraz dbania o siebie.
P: Myślę, że podstawą jest właśnie to, żeby pamiętać o sobie. Dbać o siebie, a nie tylko o pozostałych domowników. Każdego dnia nosić w sobie przekonanie, że jesteś ważna!
M: Piękna puenta! Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę, Paula! Dbajmy o siebie!
P: Dzięki!
(Rozmowa przeprowadzona w listopadzie’23)
Paulę (Paulina Dobrowolska) możecie znaleźć w tych miejscach:
– Instagram (TUTAJ),
– strona www: https://paulinadobrowolska.pl.
Paula prowadzi konsultacje indywidualne online dotyczące trudności z żywieniem dzieci w wieku 0-6 lat. Pracuje również nad zmianą nawyków żywieniowych i przekonań mam. Natomiast stacjonarnie w Krakowie i okolicach prowadzi wykłady edukacyjne oraz warsztaty kulinarne.