Dzisiaj chciałabym podzielić się z Tobą czynnościami, których już nie robię. To moje nierobienie pozwala mi mieć więcej czasu i spokojniejszą głowę, a to tego spokoju właśnie poszukujemy, prawda?

Co byś powiedziała gdyby tak, dla odmiany, zamiast dorzucać sobie domowych obowiązków, poszukać tych, z których możesz zrezygnować?

Gdyby tak odpuścić sobie kilka rzeczy i mieć więcej czasu? Czasu dla dzieci, albo czasu dla siebie. Wyrzucić jakąś czynność z listy konieczności, a w jej miejsce wstawić cieszenie się życiem! Czytać książkę, upiec z dzieckiem babeczki, poleżeć w ogrodzie, może potrenować? Co kto lubi.

Mam takie swoje czynności, które kiedyś wykonywałam, bo wydawało mi się, że trzeba, a z upływem czasu i kolejnymi dziećmi doszłam do wniosku, że absolutnie nie potrzebuję ich do szczęścia 🙂

Poniżej moja lista. Zachęcam do przeczytania i korzystania

1. Nie robię prasowania.

Zbędna czynność, na którą zwyczajnie szkoda mi czasu. Prasuję tylko wtedy, kiedy jest to absolutnie konieczne – koszule, eleganckie spodnie, ale nic poza tym. Te z Was, które też nie prasują, na pewno wiedzą o co chodzi. Trzeba tylko opanować sztukę idelanego strzepywania i rozwieszania prania i sprawa załatwiona! A od kiedy jestem szczęśliwą posiadaczką suszarki do prania, muszę tylko pamiętać, żeby ubrania po wysuszeniu nie leżały w niej zbyt długo, bo wtedy faktycznie wychodzą bardzo zagniecone i może kusić,  żeby sięgnąć po żelazko 😉

2. Nie zastanawiam się każdego dnia co ugotować na obiad.

Bardziej od samego gotowania obiadów wkurzał mnie zawsze brak pomysłu na nie. Kręciłam się po kuchni, sprawdzałam co mam, czego nie mam, szukałam inspiracji, a czas uciekał. Od jakiegoś czasu już w weekend przygotowuję sobie menu na cały tydzień. Mamy je rozpisane i powieszone w kuchni – w taki sposób każdy może na nie zerknąć i już wie, co danego dnia będziemy jeść. Według tego menu robię listę tygodniowych zakupów, dzięki czemu kupujemy tylko (no prawie) to co niezbędne. To mi bardzo fajnie organizuje czas. Zastanawiam się i rozmyślam nad tym, co ugotować tylko w chwili przygotowywania menu, a póżniej mam już spokój. Polecam!

3. Nie robię obiadu codziennie.

Druga sprawa związana z gotowaniem. Rozpisując menu tygodniowe staram się myśleć o takich potrawach, które mogę przygotować na dwa dni, albo które nadają się do zamrożenia.  Jeśli jest to obiad na dwa dni (np. zupa czy gulasz) muszę tylko pamiętać, żeby drugą część usunąć z widoku mojego męża 😉 inaczej wszystko zniknęłoby za jednym podejściem 🙂

Przygotowanie większej porcji zajmuje raczej tyle samo czasu, a pozwala w bardziej zajęte dni skorzystać z gotowca. Nauczyłam się też, że czasem fajnie jest coś zamówić. Tak, tak drogie mamy – bądźmy dobre dla siebie, nam też należy się chwila oddechu! Kiedy trafia mi się bardzo zajęty dzień, a nie mam akurat obiadu z wczoraj ani nic do rozmrożenia, zamawiam coś z dostawą do domu. Kiedyś w podobnej sytuacji pewnie bym się spięła i jednak coś na szybko gotowała. A dziś stwierdzam, że szkoda mojego czasu i nerwów (jestem – jak ja to nazywam – życiowym żółwikiem, nie znoszę pośpiechu!). Oczywiście wszystko w granicach rozsądku – nie pozwalamy sobie na taki luksus zbyt często. Ale kiedy gotowe jedzenie przyjeżdża pyszne i gorące – o ile szczęśliwszą jestem wtedy mamą i żoną 🙂

4. Nie porównuję swojego domu/ męża/ dzieci do innych.

No dobra, a przynajmniej się staram 😉 Jestem na tyle dorosła, by wiedzieć, że porównywanie niczemu dobremu nie służy. Szkoda na to czasu. (Więcej o tym jak porównywanie się do innych, a raczej nieporównywanie się wpływa na nasze samopoczucie znajdziesz w tym artykule → CZYTAJ).

Dlatego jeśli mam w domu bałagan, to jest mój bałagan. Można mieć w domu idealny porządek, ale nie trzeba. Ja mam lekki nieład, ale za to jestem zadowolona z życia. Porozrzucane w moim salonie zabawki świadczą tylko o tym, że mieszkają tu dzieci, i że te dzieci czasem świetnie się bawią. Nawet w salonie. Niedomykająca się szafka w kuchni świadczy o tym, że mój mąż nie miał czasu jej dokręcić, bo oglądaliśmy razem nasz ulubiony serial do późnego wieczora. Może i mój ogród mógłby lepiej się prezentować – jedyne kwiaty jakie zakwitły mi w tym roku, po dwóch dniach zostały zeżarte przez ślimaki… Ale nie miałam czasu zająć się ogrodem, bo z początkiem lata urodziłam naszego trzeciego synka.

Są rzeczy ważne i ważniejsze.

Bez porównywania swojej sytuacji do innych, łatwiej jest cieszyć się tym, co się ma. Nasze życie, choć nie jest idealne, jest piękne, bo jest nasze!

5. Nie robię afery o bałagan w pokojach dzieci.

Ten punkt wiąże się po części z punktem poprzednim. Wiem, że są takie domy, gdzie dzieci dbają o porządek w swoich pokojach, sprzątają je każdego dnia na błysk, wszystkie zabawki mają tam swoje miejsce, a ubrania mieszkają w szafkach, a nie na podłodze 🙂

No cóż, w naszym domu tak nie jest… Muszę sie przyznać, że jako mama chłopaków poddałam się w tej kwestii, choc może niezupełnie. Moi synowie sprzątają swoje pokoje tylko raz w tygodniu, w soboty. Wtedy mają przymus odkurzenia, więc nawet lego trafia tam, gdzie powinno mieszkać zawsze! W pozostałe dni proszę o ich o utrzyanie ‘względnego’ ładu, co czasami kończy się (zwłaszcza u młodszego, lat 7) jedynie torowaniem drogi do łóżka 😉

Nie sądzę, żebym wyrządzała im tym krzywdę (ani też moim przyszłym synowym). Chłopcy mają swoje obowiązki w domu i wywiązują się z nich świetnie. Wiedzą też co oznacza ‘posprzątać pokój według mamy standardów’. I naprawdę liczę na to, że kiedyś polubią porządek. Póki co szkoda im czasu na jego robienie. Znacznie szybciej robi się przecież bałagan 🙂

Toleruję to. A o ile moja głowa jest spokojniejsza bez konieczności codziennej walki o ten porządek, to tylko ja wiem!

6. Nie zmywam naczyń.

To akurat przywilej posiadania zmywarki. A może powinnam powiedzieć – mojej najlepszej przyjaciółki 😉 Jak ja uwielbiam to urządzenie! Nie ma w domu lepszego! Zmywarka i suszarka do prania to wynalazki, które stanowczo uczyniły mnie szczęśliwszą kobietą!

7. Nie organizuję sobotniego ‘sprzątania  świata’ w domu.

Pamiętam, że kiedy nie miałam dzieci, to całkiem lubiłam robić takie konkretne sprzątanie raz w tygodniu. Tak zwane „sobotnie porządki”, nawet jeśli wypadały niekoniecznie w sobotę. Wszystkie pomieszczenia, ścieranie kurzy, odkurzanie, zmywanie podłogi, czyszcenie wanny, toalety… Dlaczego już tego nie robię? Od kiedy mam dzieci zwyczajnie nie potrafię znaleźć na sprzątanie jednorazowo aż tyle czasu. Od kilku lat działam według rozpisanego systemu – każdego dnia jedna, dwie rzeczy do zrobienia. Jest sprzątanie łazienki, ale jest też przetarcie kurzu na mikrofali, jest odkurzanie całego domu, ale jest też podlanie kwiatów. Mnóstwo mniejszych i większych czynności, które wykonywane po kilka dziennie sprawiają, że wszystko jest ogarnięte na bieżąco, a w efekcie nie musimy poświęcać całego dnia na sprzątanie całego domu.


I to by było na tyle. Powyższych czynności nie wykonuję i naprawdę mi z tym dobrze. Świat się nie zawalił. Jeśli chciałabyś mieć nieco więcej czasu dla siebie, to serdecznie polecam! Wystarczy, że spróbujesz, a gwarantuję, że Ci się spodoba! 😉


Wszystkie zdjęcia w tym artykule pochodzą z unsplash.com

Related Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *