Przy trzecim dziecku wiele sobie odpuściłam. Tak jest mi lepiej. To będzie artykuł o tym czego ja nie robię przy trzecim dziecku, a robiłam przy pierwszym (i drugim po części też).

To jaka jest różnica między posiadaniem jednego, dwojga, trojga dzieci? Czy z każdym kolejnym dzieckiem jest nam łatwiej czy może wprost przeciwnie? Mam w planie napisanie artykułu na temat tego, jak to wygladało u mnie – jak w moim przypadku przebiegły przejścia z jednego na dwoje dzieci, a potem z dwojga na troje. A póki co dzisiaj krótko o tym, bez czego nie wyobrażałam sobie macierzyństwa kiedyś, a co teraz – przy trójce – stało się mało ważne. Na co wcześniej bardzo zwracałam uwagę, a teraz w ogóle tego nie praktykuję. Oto moja lista:

Nie przejmuję się za bardzo

Wiadomo, pierwsze dziecko i bycie swieżą mamą to jedna wielka zagadka. Czy robię to dobrze? Jaką chcę być mamą? Czy sobie radzę? Czy aby na pewno potrzebna mojemu dziecku ta czapeczka? Dawać smoczka czy nie dawać? Dlaczego płacze? A dlaczego ja płaczę? … A do tego wszelkie „dobre” rady, którymi każda matka naokoło pragnie Cię wspomóc. Albo niby nic nie znaczące komentarze w stylu „Oj taki wiaterek a on ma tylko jeden rękaw”, albo „Oj tak cmoka tego smoczka, chyba jeszcze jest głodny” … Słuchać nie słuchać? Czy od razu zwariować?   Teraz mam w sobie spokój. Po pierwsze – już przez to wszystko przechodziłam, mam więc swoje doświadczenia i na nich głównie się opieram. Na nich i na intuicji. Wierzę, że mama dostaje w pakiecie razem z dzieckiem specjalny szósty zmysł, który pomaga poradzić sobie z nawet najtrudniejszymi wątpliwościami. Trzeba tylko słuchać intuicji.  Po drugie – z racji tego, że czuję się już nieco mądrzejsza życiowo, wiem, że te porady i komentarze, nigdy nie znikną. Wiem też, że nie wynikają ze złych intencji. Trzeba je przyjąć na miękko i robić swoje 😉

Nie wyparzam smoczka

To nie znaczy, że przy pierwszym dziecku, wyparzałam go przed każdym włożeniem do buzi maluszka. Nie, nie. Pod tym względem chyba zawsze byłam wyluzowana. Ale jednak przy pierwszym zdarzało mi się to powiedzmy raz dziennie. Teraz mój syn ma 11 tygodni a smoczka wyparzyłam może z dwa razy 😉 Bakterie z otoczenia dziecka kształtuja układ odpornościowy, right?

Nie noszę do odbijania

Tu akurat wiem, że wszystko zależy od dziecka. Dzieci, które mają problemy brzuszkowe, przypadłości typy refluks itp. mogą mieć specjalne potrzeby i my musimy te ich potrzeby zaspokajać. Tak było z moim drugim synkiem, musiał odbić po jedzeniu i już.

Dlatego przy trzecim nie od razu stało się jasne, że nie bedzie konieczności noszenia ‘żeby mu się odbiło’. Najpierw podnosiłam, czekałam, upewniałam się. Beknięcie – jest! Maluszek zadowolony, mama zadowolona. Ale postanowiłam sprawdzić, co się stanie, jak go nie ponoszę do odbicia. Nakarmiony, szczęśliwy, odłożony. Leży sobie i zasypia. Jest spokojny, nie płacze, nie widać oznak niezadowolenia. Hmm…maluszek zadowolony, mama zadowolona 🙂

Nie staram się być idealna

Kiedy zostałam mamą w 2009 roku stanowczo wydawało mi się, że biorę udział w konkursie na matkę roku. Chciałam być taka super i spełniać się w każdej życiowej roli, a w roli matki to już przede wszystkim! Najlepiej kiedy wyjdę z dzieckiem na 2 godzinny spacer, najlepiej każdego dnia. Obiad będzie ugotowany, najlepiej dwudaniowy, mieszkanie posprzątane, a ja z uśmiechem przywitam męża wracającego z pracy, no bo żoną też jestem idealną… Dzisiaj wiem, że życie tak nie wygląda i że mam prawo do gorszych dni. W sumie zdałam sobie z tego sprawę jeszcze przy pierwszym dziecku, ale trochę czasu mi to jednak zajęło. Dziś wiem, że mam prawo zamiast wyjść na spacer wystawić dziecko na ogród, a sama w tym czasie pić kawę i napawać się ciszą i spokojem 🙂 Daję sobie prawo do bycia zmęczoną, wkurzoną i wcale nie uśmiechniętą, bo akurat mam trudny dzień. Pozwalam sobie też – o zgrozo! na dni bez obiadu, bo jestem wtedy bardziej zrelaksowana i większe jest prawdopodobieństwo, że będę jednak dobrą żoną (nie idealną!), a nie zołzą. Choć zołzą też bywam 😉

Nie wpadam w rozpacz kiedy moje dziecko nie ma kąpieli

Pamiętam, że jako świeżo upieczona mama miałam bzika na punkcie rutyny. To znaczy nadal jestem zdania, że rutyna, przewidywalność i codzienne rytuały odgrywają bardzo ważną rolę w życiu i rozwoju dziecka. Ale te 11 lat temu myślałam chyba, że jak raz ominiemy kąpiel i wieczór przebiegnie inaczej niż to, do czego dziecko jest przyzwyczajone, to nastąpi koniec świata 😉 Teraz trzymam się pewnych rytuałów, ale na pewno nie robię afery o pominiętą kąpiel. Nadal lubię te wieczorne zabiegi pielęgnacyjne, bo to taki nasz czas. Ale będąc te 11 lat starsza wychodzę z założenia, że kilka zamoczonych wacików też zrobi robotę!

Nie spieszno mi z powrotem do pracy

Zarówno przy pierwszym, jak i drugim dziecku miałam nieodparte wrażenie, że coś mnie ominie. Chciałam jak najszybciej zacząć pracować, wyjść z domu, robić coś poza byciem mamą. I – choć może w samej aktywności zawodowej nie ma nic złego – ja czułam jakąś dziwną presję, którą sama sobie narzucałam. Wydawało mi się, że wszyscy naokoło mnie działają, robia karierę, coś osiągają… a ja? Ja tylko siedzę w domu z dzieckiem. Dziś patrzę na to nieco inaczej. Owszem, cieszą mnie drobne zadania spoza mamowych obowiązków, ale bardzo doceniam też samo „siedzenie z dzieckiem”. Wiem już jak ten cenny czas szybko mija i to, że na pracę jeszcze będzie czas. Jedyne co może mnie ominąć to teraz niezwykłe momenty z moim maluszkiem.   

Nie chcę przyspieszać życia

To trochę powiązane z punktem wyżej. Jest to zasadnicza różnica między mną jako mamą niemowlaka 11 lat temu, a dzisiaj. Wtedy jakoś na wszystko czekałam z niecierpliwością. Zastanawiałam się kiedy moje dziecko zacznie pełzać/jeść łyżeczką/ raczkować/ chodzić … a teraz patrzę na małego Franka i cieszę się każdą chwilą. Może dlatego, że zakładam, że to już ostatnie moje dziecko. A może dlatego, że właśnie doskonale już wiem jak to szybko przemija. I że jeszcze nieraz zatęsknię za tym okresem maleńkich stópek, długich drzemek i karmelowego zapachu bobaska.


Tak to już chyba świat jest skonstruowany, że jako mamy pierwszego, jedynego dziecka więcej się martwimy, częściej mamy wątpliwości, więcej się przejmujemy. Czy żałuję, że robiłam tak, a nie inaczej przy pierwszym dziecku? Raczej nie. Myślę, że każdy etap – życia i macierzyństwa – rządzi się swoimi prawami. Wtedy naturalne były obawy i szukanie rozwiązań po omacku, a teraz jest czas na spokojne obserwowanie maluszka, cierpliwe zaspokajanie jego potrzeb i poczucie tego, że wiem co robię. Najbardziej cieszy mnie to, że wiem już, że nie wszystko musi być perfekcyjne. Nie muszę być idealna, żeby być idelaną mamą dla MOJEGO dziecka.


Wszystkie zdjęcia w tym artykule pochodzą z Unsplash.com

Related Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *